Poród małych bangalątek, czyli …
Nasza świrnięta kocica Gaja oczekuje maluchów, w związku z tym ja jestem przy nadziei. I z regularnością psychopaty sprawdzam czy aby już nie urodziła. Bo ona z tych, co rodzić wolałaby sama, dotknąć się nie da i wszystko wyłącznie na jej zasadach, bez mojego parszywego udziału. Mnie pozostaje więc tylko czekać i w odpowiednim momencie działać.
Chodzę jak mały psychol, zaglądam do niej co pół godziny i sprawdzam. Ciągle nic.
Rano wstaję i krokiem konfidentnym pędzę do niej, w domu jeszcze ciemno, zimno. Skradam się… Coś leży w kącie, serce bije mi szybciej, tętno rośnie, ciśnienie się podnosi. Jeden jest, leży w kąciku! – piszczę teatralnie, bezgłośnie. Już jestem gotowa do podjęcia działań, już w głowie mam plan od tygodni dopieszczany, termofor, porodówka, trzeba ogrzać małego, sprawdzić pępowinę, mleko robić szybciutko, dogadać się z kotką, ubłagać jakoś….
Włączam światło – w kątku lśni piękna, ciepła, stugramowa kupa.
1:0 dla ciebie, Gaja.
Wielkie podziały ludzkości – Rzymianie kontra barbarzyńcy, Beatlesi kontra Stonesi, Lewandowski kontra Messi – wszystko…
Nie wiem, czy papież Grzegorz IX /1160-1241 r./ kiedykolwiek widział czarnego kota na własne oczy,…
Niezależnie od tego, czy właśnie przybył do Twojego domu wymarzony koci arystokrata z rodowodem i…
Z podawaniem kotu tabletki jest jak z budowaniem zamku z piasku w czasie huraganu –…
Po kilku latach stawiania oporu, stojąc przed decyzją czy dom po prostu opuścić i uciec…