Dostałam piękne legowisko dla moich kotów, w podziękowaniu za projekt strony. Legowisko jest puchate, bardzo duże, z jednej strony z czarnego, krótkiego niby- futerka, które jest ozdobione srebrnymi nitkami, z drugiej strony podszyte krwistym atłasem. Lubię je, bo fajnie wygląda na zdjęciach. Koty je lubią – bo wielkie, miękkie i senne.
Stardusty
Dziś dostały je maluchy, jak tylko wyschło po praniu. Wyspały się w nim słodko, potem wstały na papu, pojadły mięchem, popiły mlekiem – barbarzyńsko jak zawsze, z czkawką , z bekaniem i kosmicznymi bąkami. Potem ogarnęły kuwetę /jeden nie ogarnął, bo chwilowo wypadł poza orbitę/ i zaczęły biegać po widnokręgu, a legowisko poszło chwilowo w niepamięć.
I przyglądam się jednemu szczeniakowi, potem drugiemu, wołam trzeciego, kolejne siłą rozpędu też wskakują mi na kolana. Patrzę i nie wierzę – wszystkie maluchy połyskują i lśnią jakimś tajemniczym blaskiem. Zapalam światło – dalej świecą. Wącham – nic nadzwyczajnego, głaskam – na dłoniach zostają mi drobinki… hmm…, brokatu, złotka – nie wiem co to właściwie jest. Sprawdzam obie bengalki czy glitterów nie pogubiły – ale nie, są na miejscu, lśnią subtelnie starym złotem, ale peterbaldzki blask jest inny – bardziej dosłowny. Rodem z lat 80-tych, z teledysków Boney M, jak z sylwestra spędzonego z sąsiadami i ruskim szampanem. Czyli trochę tandety, ale jednak chwyta za serducho.
To gwiezdny pył, stardust – myślę sobie. I cieszy mnie ta myśl, że mam gwiezdny miocik. Taka mała szósteczka w totolotka – pyli gwiezdnie, lata nad ziemią, broi bez litości, po bosku, w blasku! Jest cudnie! Wzruszam się tym, jak zjawiskowo piękne mam kocięta – błyszczące, szkliste, połyskliwe.
Godzina później – sprzątam koci kącik, podnoszę rzeczone legowisko, a z niego na podłogę spadają tysiące małych drobinek – srebrna nitka, którą poprzetykane było futerko, pokruszyła się w praniu i postanowiła się zdematerializować, zostawiając za sobą ogon srebrnej komety.
A moje małe stardusty biegają dalej, napędzane jakąś wewnętrzną, kosmiczną siła, jest prawie druga w nocy, a one nie wiedzą, że to tylko nitka – zwykła i prozaiczna. I mają ubaw po pachy, dziecięcy, naiwny i absolutnie szczęśliwy, a błyski w środku nocy zwodzą ich piękne kocie oczy w różne kąty naszego starego domu.
I jak komety Halleya milionami gwiazd, tak one tupotem małych stóp biegną jak oszalałe przez pokój… Idźcie spać, stardusty małe, księżyc już świeci!