– Dzień dobry, Pani Iwonko – powiedziałam, wchodząc do gabinetu, dzierżąc w dłoni transporter, w którym cierpliwie siedział Yarema, z nieco nietęgą miną.
Smacznego jajka i mokrego dyngusa
– Dla kogo dobry, dla tego dobry, pani Karolino… – odrzekła Pani Iwonka, śmiejąc się wesoło i zerkając konfidentnie na kocurka. Umawiałyśmy się na ten dzień jakoś ze trzy razy już. Pierwsze dwie randki ze skalpelem zostały odwołane z przyczyn techniczno-losowych i z mojego gapiostwa oraz z powodu odrobiny litości dla podmiotu tych działań, czyli książęcych klejnotów.
Niemniej dziś, symbolicznie, w Wielki Piątek, tuż przed Wielkanocą, Yaruś powiedział ostatni raz „papa” temu, co czyniło go największym siuśmajtasem w tej części Małopolski. Nie wiem czy Małopolska odetchnęła z ulga, ale ja tak. Rachu, ciachu i po strachu! Teraz pozostaje mi tylko wymodlić, żeby Yarema-Bez-Jajek nie przyjął obyczajów Piotra /który nie jest świętym/, też kastrata, ale z ambicjami na to, by być pełnoprawnym, kryjąco-znaczącym kocurem. Święta leżę krzyżem i proszę! Prewencyjnie już wysprzątałam w domu. A wspominkowe foto obok…