Moja przyjaciółka, parę ładnych lat temu, idąc któregoś ranka do pracy, usłyszała od zaprawionego w bojach menela spod sklepu „Te, lala, pieprzysz się czy trzeba z tobą chodzić?”. Zajmijmy się wobec tego zagadnieniem …
Szowinizm konta feminizm
Gość, od rana na chwiejących się nogach, puścił niewprawne, pijackie oko, oblizał się i zadowolony, lekko podjarany nieoczekiwanie zwróconą na siebie uwagą młodej dziewczyny, czekał na odpowiedź, której rzecz jasna nigdy nie usłyszał. Pytanie to zaczęło funkcjonować w kręgach moich znajomych jako anegdota, powiedzonko i powód do zrywania boków przy każdej okazji, kiedy się komuś ta cudna, pełna szczerości i swojskiego romantyzmu scenka rodem spod monopolowego przypomniała…
Wówczas szowinistyczne pytanie „pieprzysz się czy trzeba z tobą chodzić?” było dla wszystkich moich koleżanek szczytem samczego chamstwa. No ale bądźmy szczerzy, w relacjach damsko- męskich kobiety dzielą się na te co się pierzą i na te, o które trzeba się bardziej postarać. Nie będę się tu tak publicznie uzewnętrzniać, do której grupy ja należę /a męża mojego proszę o powściągliwość w temacie, nie komentowanie tego wpisu i ani mru mru – bo obiadu jutro nie będzie!/, niemniej tego podziału jestem pewna, a oburzenia moich przyjaciółek nigdy do końca nie podzielałam, bo cała historia bawiła mnie po prostu do łez.
I dziś mi się ta scena rodem z archeo przypomniała, jak obserwowałam moje koty. Ale po kolei. Do Lulci Bengalskiej przyjechał w celach matrymonialnych Czaruś. Chłopak przyjechał na dłuższe wywczasy, nie tylko na seks i z powrotem do domu. Z Czarusiową mamą, drogą M., postanowiłyśmy dać młodym trochę więcej czasu razem, żeby uczucie zdążyło zakiełkować, rozwinąć się i przeistoczyć w coś naprawdę pięknego. I nasze bengalskie dzieci już po kilku dniach się w sobie zakochały. Czaruś okazał się być tak cudownym, taktownym i eleganckim, młodym gentelmanem, że pokochał naszą małą Lu miłością szczerą, czystą i platoniczną. Wodzi za nią wzrokiem, liże jej łebek, łapki i brzuszek, towarzyszy na każdym kroku – jest kompanem przy misce, w zabawie, w czasie snu. Jest też szarmancki, mało nachalny, czuły i delikatny. Mimo iż olbrzym, bo bodaj dwa razu większy od Luli, Czaruś – zgodnie z tym jak go zwą – jest kotem absolutnie urzekającym i zniewalającym osobowością, charakterem, a przede wszystkim manierami.
…A Lula ma ruję – i pieprzyć jej się chce! Chce jej się strasznie. Jest natrętna, stosuje stalking, seksualne molestowanie, szowinistyczny mobbing, jest przebrzydle rozwiązła i ma ogień w tyłku. Oferuje swoje małe, bengalskie dziewictwo każdemu, kto słyszy jej śpiewy rodem z najgłębszych otchłani rozpaczy. „Pieprzysz się czy trzeba z tobą chodzić, Czaruś?” – pyta Lula. „Ze mną trzeba chodzić!” – odpowiada spokojnie Cezar, spoglądając na Lu oczami pełnymi czułości. I tym sposobem odwieczna walka męskiego szowinizmu z damskim feminizmem w moim domu zyskała nowe oblicze. Czarek został feministą, walcząc o to, by kobiet nie postrzegać wyłącznie jako seksualne obiekty, a Lulka jest małą, rozwiązłą i obrzydliwie zbereźną szowinistką.
PS. Szczęścia w miłości, moje dzieciaki! Razem z M. czekamy na wnusie.