/

Vox in Rama, czyli jak czarne koty stały się diabelskimi agentami

5 min
Vox in Rama

Nie wiem, czy papież Grzegorz IX /1160-1241 r./ kiedykolwiek widział czarnego kota na własne oczy, ale jedno jest pewne. Gdy w 1233 roku postanowił wydać bullę Vox in Rama, w której potępił czarne koty jako diabelskich popleczników, zrobił to z takim przekonaniem, jakby osobiście widział, jak czworonożny demon otwiera sobie furtkę do piekła i wylizuje resztki mleka po diabelskiej wieczerzy. A może faktycznie widział? Może któregoś zimnego wieczoru, gdy dumał nad kolejną klątwą katarów, w jego komnacie pojawił się kot? Taki prawdziwy, czarny jak grzech. I spojrzał na papieża wzrokiem, który mówił: „A teraz wstań i nalej mi mleka!” To musiała być niezapomniana chwila.

Historia bulli Vox in Rama – jak zaczęło się prześladowanie czarnych kotów

Zaczęło się tak… W 1233 roku, urzędujący wtedy w stolicy apostolskiej szósty rok, papież Grzegorz IX postanowił rozprawić się z herezją, która – jak wówczas twierdzono – miała rozprzestrzeniać się w północnych Niemczech niczym zaraza. W tym celu wydał bullę Vox in Rama, dokument, który był czymś więcej niż zwykłym aktem prawnym Kościoła. Był to list pasterski, w którym papież wprost oskarżał heretyków o udział w rytuałach czczenia diabła, a jednym z ich nieodłącznych elementów miała być obecność czarnych kotów. Dokument ten był w istocie oficjalnym przyzwoleniem na prześladowanie tych zwierząt – i nie tylko ich, bo jego konsekwencje odczuli także wszyscy, którzy ośmielili się darzyć koty szacunkiem lub trzymać je w swoich domach.

Diabelski kot – co naprawdę mówiła bulla Vox in Rama?

Według treści Vox in Rama, herezja zaczynała się od tajemniczego obrzędu inicjacyjnego. Nowy wyznawca sekty miał spotykać „czarnego kota wielkości średniego psa”, który wyłaniał się z mroku i ocierał o jego nogi, niczym zwyczajny domowy pupil. Następnie adept miał składać mu hołd – pocałunek w pysk lub, według bardziej dramatycznych wersji, „pod ogonem”, co już wprost wskazywało na diabelski charakter całej ceremonii. Kot, rzecz jasna, nie był zwykłym zwierzęciem, ale wcieleniem diabła lub jego wysłannikiem, pośrednikiem w nawiązywaniu paktu z siłami nieczystymi. W ten sposób czarne koty trafiły na listę kościelnych wrogów i na długie wieki stały się ofiarami ludzkiej paranoi.

Koty i herezja – średniowieczna obsesja na punkcie okultyzmu

Nic nie rozpalało średniowiecznej wyobraźni bardziej niż skomplikowana sieć rzekomych herezji, sabatów i wszelakich okultyzmów. Można by sądzić, że Europa miała wówczas ważniejsze problemy – plagi, wojny, podatki tak absurdalnie wysokie, że nawet szlachta wzdychała z rozpaczy – ale nie.

Procesy zwierząt w średniowieczu – absurd czy rzeczywistość?

Oczywiście, prześladowanie zwierząt nie było wówczas niczym nadzwyczajnym. Były to czasy, w których samo istnienie było ryzykowne, i to nie tylko dla ludzi. W średniowieczu sądzono zwierzęta – i to z całą prawniczą pompą: z obrońcą, oskarżycielem i wyrokiem, który wcale nie musiał kończyć się uniewinnieniem. Świnie oskarżano o morderstwa, psy o kradzieże, a jeśli kogut przypadkiem zniósł jajko – sprawa robiła się naprawdę poważna, bo oto otwierały się przed sądem bramy piekła. Każde odstępstwo od normy traktowano jako zamach na boski porządek, każde zwierzę mogło wpaść w tarapaty. Szczury, które nie stawiły się na procesie /zapewne miały inne plany/, były ekskomunikowane – bo i dlaczego nie? Absurd był fundamentem rzeczywistości.

Koty, rzecz jasna, miały w tym wszystkim najgorzej. Kot bowiem nie jest zwierzęciem, które przeprasza, nie jest zwierzęciem, które tłumaczy się przed sądem, nie jest też zwierzęciem, które przyjdzie na własną egzekucję. Kot nie tłumaczy się w ogóle. A to już było zbyt podejrzane. Skoro inne stworzenia – krowy, konie, kozy – w mniejszym lub większym stopniu poddawały się wyrokom boskiego porządku, to czemu koty wciąż patrzyły tym samym obojętnym wzrokiem, jakby nie robiło to na nich żadnego wrażenia? Ludzie szybko znaleźli odpowiedź: bo są diabelskie. Bo nie poddają się kontroli. Bo mają coś, czego porządny chrześcijanin nie mógł wybaczyć – niezależność. Więc je tępiono, palono, topiono, wrzucano w ogień, byle oczyścić świat z tej futrzanej arogancji. Tyle że świat bez kotów okazał się jeszcze gorszym miejscem, bo wtedy przyszły szczury, a z nimi dżuma. A może to właśnie był diabelski plan? Koty wiedziały, że zemsta będzie słodka.

Kot jako wróg publiczny – jak doszło do jego demonizacji?

Średniowiecze miało na sumieniu najdziwniejsze procesy sądowe – zdarzało się, że skazywano na śmierć świnie za zabicie człowieka, psy za kradzież chleba, a pewien kogut ponoć trafił na stos za niepokojąco diaboliczne pianie. Jednak los czarnych kotów był wyjątkowo ponury. Kiedy człowiek uparcie chce znaleźć w czymś zło, to nawet kotka przeciągająca się na parapecie może w jego oczach zamienić się w pomiot szatana.

Był to czas, w którym ciemność nie kryła się w niewiedzy, lecz w gorliwości. Święta Inkwizycja nie mogła przecież pozwolić, by ciemny lud nie wierzył w diabła, bo wówczas mogłoby się okazać, że diabłem wcale nie jest kot, a powiedzmy – nieuczciwy biskup pobierający podatki w imię Boże. Czarne koty były więc idealnym symbolem tej mistycznej walki – skryte, nocne, niezależne, z oczyma świecącymi w mroku niczym diabelskie latarnie. Wrogowie, którzy nie protestują, tylko patrzą. Ludzie chcieli mieć cel, w którego mogliby rzucić kamieniem, a koty, które ośmielały się nie reagować na ludzkie błagania i przekleństwa, stały się ofiarami.

Czarna śmierć i zemsta kotów – ironia historii

Najzabawniejsze (o ile można się bawić prześladowaniami) jest jednak to, że eksterminacja kotów przyniosła Europie więcej szkody niż pożytku. Im mniej kotów w miastach, tym więcej szczurów. Im więcej szczurów, tym więcej pcheł. A im więcej pcheł – tym szybciej rozprzestrzeniała się czarna śmierć. Można więc uznać, że ludzka paranoja w końcu doprowadziła do największej epidemii w historii. Gdyby tylko ktoś wtedy wpadł na to, że czarne koty były ostatnią linią obrony przed dżumą, może losy Europy potoczyłyby się inaczej. Może zamiast płonących stosów mielibyśmy renesansowe kocie świątynie, gdzie mieszkańcy klękaliby przed futrzanymi zbawcami? Ale nie – zamiast tego mamy przesąd o czarnym kocie, który przebiega drogę i sprowadza nieszczęście.

A jednak – paradoksalnie – w tej całej opowieści o Vox in Rama, prześladowaniach i ludzkiej ignorancji, koty znów wygrały. Ostatecznie to one przetrwały – jako zwierzęta niezależne, tajemnicze i wciąż wywołujące w ludziach niepokój pomieszany z podziwem. A Grzegorz IX? Cóż, jego bulla stała się dziś jedynie historycznym przypisem. Czarny kot natomiast wciąż patrzy na świat z tą samą, niezmienną kocią obojętnością.

Poprzednia historia

Jakie imię nadać kotu?

Następna historia

Koty są lepsze od psów – kulturowe wojny i stereotypy

Najnowsze od Blog

Mruczenie

Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, dlaczego koty mruczą? Mruczenie jest jednym z najbardziej charakterystycznych dźwięków, jakie koty…

Majtki dla kota

Po kilku latach stawiania oporu, stojąc przed decyzją czy dom po prostu opuścić i uciec gdzie…