Skąd się biorą peterbaldy

5 min

Prędkości światła nie da się zobaczyć.
Miłości nie da się zmierzyć.
Pomysłowość nie ma ograniczeń.
A świadomość nie jest materialna.
Dlatego… wszechświat wypluł z siebie peterbaldy.

Skąd się biorą peterbaldySkąd się biorą peterbaldy?

Peterbaldy

Najpierwsze peterbaldy wyszły z wnętrza świata, z jego bebechów, z rdzenia, z krwi. I były szalonym snem jakiegoś pieprzonego estety, kociarza – szaleńca, który zawołał do wszechświata, że chce przyjaciela idealnego.

I tak wszystko poszło, że skończyło się na łysym. Potem zaczęły się one rodzić i rodzić, wciąż od nowa i na nowo, w nowy sposób, bo nic dwa razy… Następowały zmiany wart, zmiany pokoleniowe, wszystko się kotłowało, powstawało i znikało, by znów się odrodzić.

W końcu krystalizacja osiągnęła swoje apogeum i formę. Dzieło ziściło się. Cząsteczki zagęściły się na tyle, że uczucia przybrały formę materii, która zwinęła się w kłębek, medytowała mrucząc i na śpiąco oraz miała w małej kociej dupuli cały ten trud powstawania, to mieszanie w tyglu, bąbelkowanie, stawanie się.

Po prostu była, w swojej cudownej, efemerycznej i nagiej formie. W biczu długiego ogona, w skrzydłach wielkich uchów, w dziurkach mokrego nosa. W każdej brzytwie pazura, w szpikulcach wąsów, w pręgach i między pręgami. Pod włos i czasem też z włosem.

Poród

Peterbaldzkie porody to dla mnie ogromne wydarzenie. Krew i łzy.  Ale już się nauczyłam – nie czekam z zegarkiem i kalendarzem w dłoni, koty bowiem lubią spontan, działanie bez planu, a najlepiej jazdę bez trzymanki, tudzież pełen hardcore. A co! Mogą, to korzystają. I absolutnie nie jest nudno i też nic dwa razy się nie zdarza.

Tak, na tyle kocich nowonarodzonych dupek osnutych gęstą, wewnętrzną ektoplazmą ani jeden nie urodził się tak samo jak poprzedni. I wiecie co? Żaden kolejny tego nie zrobi tak jak jego poprzednik. To pewne. Inaczej peterbaldy nie miałyby sensu. Nie byłoby efektu wow. A to taka rasa – ekstremalna w standardzie, defaultowo.

Jeśli dokładnie wiedziałam, kiedy prawidłowo uformowane, obdarzone sercem jak dzwon i błękitną, choć czerwoną krwią maluchy mają powitać ten świat, to wywinęły inny numer. A to poród na drapaczku, a to pod kołderką w sypialni, a to w czeluściach gabinetu weterynaryjnego. Z nóżkami do przodu lub z oczyskami szeroko otwartymi, zdziwionymi i pełnymi rozkosznego nic-nierozumienia z tego co się zadziało.

Dlatego nie planuję. Jestem gotowa, ale nie czekam. Zostawiam im wolność. Jasne, że wiem kiedy to będzie. Ale kryję się z tym. I zawsze jestem zaskoczona. Ucieszona. Poryczana, rzecz jasna. Poród to bowiem chwila, gdy z niebytu staje się istnienie.

Kogoś uparcie i długo nie było, potem zadziała się jakaś magia, nie do końca rozumowo pojęta, odwieczne święto życia, i bum – są, obślizgłe, pomarszczone małe kurdupelki, bambaryłki, kłębuszki-nie-puszki.

Odbieranie porodu to przeżycie metafizyczne. To tak jakby cały kosmos skondensował się w jednej kropli i ta kropla spadła tuż na twoją dłoń. Kocia mama, zwykle stoicko spokojna zerka na mnie z politowaniem, ale i nie mniejszą satysfakcją – udało się bezpiecznie przyprowadzić, a potem przeprowadzić to, co nowe. To nie jest łatwe, nie jest też miłe, no ale w życiu nie chodzi o to, żeby było łatwo i miło.

Jest pot, jest krew, są łzy. Na tym to polega. Trzymamy się z kocicą za łapy, ja jej, ona moją. Bywa, że mnie ugryzie – ja wtedy mówię – gryź mocniej, kochana. Dajesz czadu, ciśniesz, pchasz, przesz. Jęcz, wierć się, kręć. Łaź, zakopuj, odkopuj na powrót. Posikaj się. I wypluj z siebie. Tak się dzieje. W ułamku sekundy kocia mama już wie co robić, jak to robić i po co. I bierze to na siebie.

Kiedyś dostałam radę, by każdego malucha powitać na świecie głębokim, mocnym pocałunkiem w…ustka. Boże najmilszy, jak ja to pokochałam. Słony w smaku, nasz pierwszy wspólny oddech. Od tej pory nic już nie jest takie samo. Wszystko się zmienia. Do gry dołączył nowy gracz, klamka zapadła, a karty zostały rozdane na nowo. Jest, wyczekany, wymodlony, wymedytowany na tysiąc sposobów mały kociak.

Leży w mojej dłoni i oddycha. Wszystko zaczyna się od nowa. Duch został wcielony w materię, usadowił się wygodnie w małym ciałku i jest gotowy na doświadczanie. Wespół ze mną. We mnie i przeze mnie.

Podsumowanie

Po porodzie jestem oszołomiona dwa dni, piszę o tym na fejsie, robię sto zdjęć, dzwonię do mojej kochanej M. i smęcę mężowi /”choć, zobacz jak toto leży”, “a widziałeś te łaputy?”, “a mleko pije to jak szalone”/. Chodzę na kocim haju, najarana niemowlakami, o tym, że wciągam je nosem to już nawet pisać nie muszę, wszyscy o tym wiedzą.

Doglądam te małe kocie kosmosy codziennie, coraz to bardziej zaskoczona wielością ich form, kolorów, kształtów i faktur. I tak jak nie ma dwóch identycznych porodów, tak nie ma dwóch identycznych peterbaldów.

I nawet jeśli to i tak jest jedna dusza, ale pod wieloma postaciami, to wybór tych postaci jest doprawdy pełen fantazji. Można mieć pewność, że wyższe siły, mądre, sprawiedliwe i kochające maczały w tym swoje kosmiczne paluchy. Takiego efektu końcowego nie wymyśli żaden człowiek.

I kiedy minie pierwszy miesiąc bywania kocich cukierków na tym zafajdanym świecie, euforia opadnie, a pierwsze mleko rozleje się w efekcie działań małych łapek, znaczy to tylko tyle, że jest bardzo dobrze. Bo kocia młodość, ta najświeższa i najpierwsza polega właśnie na entropii, czyli odwiecznym dążeniu do chaosu.

Jest więc słodka napierdalanka, jazda bez trzymanki, szwoleżerstwo. Trochę destrukcji, regularna demolka. Czasem i małe chamstwo się wydarzy, ale to z przypadku lub braku czasu. Słodka burda.

Bywa, że czuję się jak służąca całej bandy wściekłych gównojadów, ale potem wracam do pionu i przypominam sobie, że ja de facto staję co dzień do służby i moim zafajdanym obowiązkiem jest te kocidła kochać, szanować i pielęgnować. I wtedy ja w pewnym sensie też staję się mamą, kocią mamą. One przyszły przecież do mnie, na moje wołanie.

I wypełniam ten obowiązek z rozkoszą, dając im tyle ile otrzymuję + trochę więcej. Potem koty odbijają mi piłeczkę i też dają trochę więcej. Tak nas niesie fala przez życie…

Dodaj komentarz

Poprzednia historia

Kotopierdolnięci

Następna historia

Jak wykąpać łysego kota

Najnowsze od Blog

Mruczenie

Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, dlaczego koty mruczą? Mruczenie jest jednym z najbardziej charakterystycznych dźwięków, jakie koty…

Majtki dla kota

Po kilku latach stawiania oporu, stojąc przed decyzją czy dom po prostu opuścić i uciec gdzie…

Sparta – porodowe know how

Sparta – porodowe know how. Pierwsza i najważniejsza sprawa – dobry poród to poród niespodziewany! Oczywiście dla…

Wylot na pełnej piździe

Wylot na pełnej piździe, czyli o technikach korzystania z kuwety i tematach okołokuwetowych. Kuweta, czyli kocia…