/

Persona Non Grata

2 min

Historia stara jak suchar, no ale że sezon ogórkowy trwa w najlepsze, to wspominam stare czasy. Uśmiech nie schodzi mi z gęby, a jad ścieka po pysku.

Persona Non GrataPersona Non Grata

Jakieś sto lat temu przyjechała do nas do domu z wizytą pewna antypatyczna, niemiła, pyskata i brudna Persona Non Grata. No ale że wizyta była zapowiedziana, nic nie dało się już robić – trzeba było toto jakoś ugościć. Zanim gość pojawił się w naszym progu, przeprowadziłam z moimi kotami bardzo poważną rozmowę i powiedziałam im, że kocham je nad życie i nade wszystko błagam, by od Persony Non Graty /sic!/ trzymały się daleko jak diabeł od święconej wody. Persona Non Grata znana była z tego, że zwierząt nie akceptowała, no ale jak znam życie, oddałaby wiele, by moje kociska w końcu zobaczyć, wymacać, wyoglądać na dziesiątą stronę i od wewnątrz również, a potem opowiadać zbulwersowanym i równie paskudnym koleżankom jakie te okropne, mało urodziwe bestie z tych kotów i jakie to ja – chora umysłowo bądź szalona – nieprzyzwoite kwoty pieniędzy na nie wydaję /och, gdyby wiedziała tylko, ile wydaję naprawdę…/

No i ja prawiłam przed tą niemiłą wizytą moim kotom mądrości o lojalności, zapewniałam o swojej dozgonnej miłości, przyjaźni, błagałam i skomlałam, że mają być daleko od Persony, jak diabeł od święconej… A one patrzyły na mnie mało przenikliwymi oczami znudzonych niedzielnym popołudniem przy kominku, nażartych do granic możliwości i szczęśliwych do nieprzytomności, rozpuszczonych jak dziadowskie bicze kotów…

Wiedziałam, że nic z tego nie będzie. I jak potwora tylko przekroczy nasze nieskromne progi, to ją oblezą, obskoczą, będą się tulić, tarzać, przymilać, mruczeć podstępnie i łasić jak tanie sprzedawczyki, które za trzy głaski oddadzą duszę, ogon i ostatnią miskę żarcia…, a ja będę wściekła, rozczarowana i zdradzona.

No i przyjechała Persona Non Grata, oczy jej z orbit chciały wyleźć z ciekawości jak żyjemy, gdzie mieszkamy, co jemy, w czym śpimy no i wreszcie gdzie są te słynne w całej wsi, paskudne, obleśne i łyse kociska….

A kociska, drodzy Państwo, moje najukochańsze, najlepsze na świecie koty, były schowały się niecnie gdzieś za piecem i żaden /słowienie: zero!/ nosa nie wyściubił poza miejsce swojej kryjówki.

Pogadała, pokrzyczała, nie zobaczył ni pół kota i …. szczęśliwie pojechała, gdzie pieprz rośnie. A ja się niemal ze szczęścia nie posikałam, jednocześnie pękając z dumy.

Kocham nad życie te moje ogony! Za lojalność, której się nigdy nie spodziewałam. Za serce jak dzwon katedralny. Za łeb jak sklep. Za całokształt. No kocham te koty moje!

I siedzę teraz przy komputerze, piszę, uśmiech nie schodzi mi z gęby, a jad ścieka po szyi. Dziś mam urodziny, więc myślę tylko o najmilszych rzeczach w życiu.

A za moment pójdę spać i usnę snem sprawiedliwych.

PS I jeszcze na koniec jedna malusia historia – krótka, tym razem świeżutka… jak….. Posłuchajcie zresztą sami…
Świat puścił dziś do mnie oko. A zaczęło się od tego, że Najlepszy-z-Mężów znalazł w naszym ogrodzie, starusieńką, zniszczoną podkowę. I biegnie do mnie ze swoim skarbem w dłoni, gęba mu się chichra, a tu nagle …. ups…. psi urobek – wielki, dorodny, błyszczący wśród trawy wykwitł mu tuż przed stopą… no i nie było wyjścia. Wlazł Najlepszy w psią kupę. I biegnie dalej do mnie, z gówienkiem przyklejonym do buta: Karolku, Karolku, znalazłem podkowę!!!

Dodaj komentarz

Poprzednia historia

Hodowla pawi rasowych

Następna historia

Bull’s eye

Najnowsze od Blog

Mruczenie

Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, dlaczego koty mruczą? Mruczenie jest jednym z najbardziej charakterystycznych dźwięków, jakie koty…

Majtki dla kota

Po kilku latach stawiania oporu, stojąc przed decyzją czy dom po prostu opuścić i uciec gdzie…

Sparta – porodowe know how

Sparta – porodowe know how. Pierwsza i najważniejsza sprawa – dobry poród to poród niespodziewany! Oczywiście dla…

Wylot na pełnej piździe

Wylot na pełnej piździe, czyli o technikach korzystania z kuwety i tematach okołokuwetowych. Kuweta, czyli kocia…